Pogrzeb ks. prałata Zdzisława Peszkowskiego...
Dom dziadków, odkąd pamiętam był przepełniony wspomnieniami i symbolami z lat '39-'45. Zdjęcia, ordery, pamiątki miały wsymboliczną, odgrywały rolę pewnego rodzaju dewocjonaliów. Dziadek potrafił godzinami opowiadać historie z tamtych lat. Szczegółowo opowiadał o losach swoich najbliższych i swoich. Ojciec dzidka, policjant, zaraz na początku wojny został aresztowany i tegoż samego dnia zastrzelono jego brata. Jak się okazało, mój pradziadek zginął w Katyniu. Gdy dziadek żył i wracał wspomnieniami do tego czasu nikt z nas, wnuków, nie chciał tego słuchać. Wydawało nam się to takie odległe, wręcz nierealne. Gdy dziadek napisał o tym książkę, tym bardziej traktowaliśmy to jako kolejną publikację o charakterze przygodowym. Nie tylko nierozumieliśmy, co tak naprawdę stało się w lasku katyńskim, ale także nie chcieliśmy słyszeć nawet o tym co przeżywały rodziny zamordowanych, zaś dziadek miał tylko nas, którym mógł to opowiadać. Dziadka z matką i młodszym bratem wywieziono w głąb Rosjii skąd wrócili do Europy z Armią gen. Andersa.
Nigdy nie starczyło nam czasu ani ochoty na dziadkowe opowieścDla dziadka było to zbyt ważne, by o tym zapomnieć. Pozostały więc tylko stkania rodzin katyńskich, czy sybiraków. Ksiądz prałat Peszkowski był jednym z tych którzy nie chcą zapomnieć. On był, przeżył. Dziadek zmarł 10 lat temu i dopiero po latach trafiłam na jego książkę. 8 października 2007 roku odszedł do Pana także ks. prałat Zdzisław Peszkowski. Wiedziałam, że na pogrzebie być muszę, dla dziadka...
Monaliza
źródło : www.plfoto.com